Napady paniki

Każdy człowiek czegoś się boi i od czasu do czasu odczuwa strach, niepokój lub lęk. Niekiedy stan ten nasila się tak bardzo, że jesteśmy przekonani, że zaraz od tego zwariujemy, rozpadniemy się na kawałki lub umrzemy.

Lęk służył przetrwaniu

Strach jako reakcja całego organizmu służył naszym przodkom w przetrwaniu. Wyobraź sobie, że jesteś sam w lesie i nagle słyszysz odgłosy zbliżającego się do ciebie drapieżnika. Dobrze mieć w zapasie reakcję, która sprawi, że twoje ciało momentalnie zmobilizuje się do dużego wysiłku, pozwoli ci lepiej słyszeć i widzieć oraz szybciej podejmować decyzję, reakcję, która da twoim mięśniom natychmiastowy zastrzyk energii do walki lub ucieczki. Tym właśnie jest reakcja paniki. My jesteśmy potomkami tych, którzy mieli ją doskonale rozwiniętą, bo ci, którzy nie mieli… zostali zjedzeni.

Taką reakcję, polegającą na szybkim wydzielaniu się do krwi dużych ilości adrenaliny, która w cudowny sposób umożliwia nam ratowanie własnej skóry z opresji, mają wszystkie zwierzęta. U ludzi pojawiły się z nią jednak pewne problemy… pierwszy polega na tym, że żyjemy we względnie bardzo bezpiecznym świecie – nic na nas już nie poluje, ale jeszcze nie tak dawno nie było to wcale takie oczywiste (i nie chodzi tu wcale o czasy prehistoryczne). Drugi problem polega na tym, że mamy tak cudownie wielkie i skomplikowane mózgi. Pozwalają nam one wyobrażać sobie lot na Marsa i rachunek różniczkowy, ale też snuć wizje o rozmaitych katastrofach i zagrożeniach. A reszta ciała odpowiada na te wyobrażenia tak samo, jak na prawdziwe zagrożenia, jeśli tylko uwierzymy w swoje myśli…

Jak przebiega napad paniki

W typowym napadzie paniki wygląda to następująco: kiedyś poczuliśmy się gdzieś źle, np. zakręciło nam się w głowie w kościele, bo było dużo ludzi, a my nie zdążyliśmy rano zjeść śniadania. Przed kolejną niedzielą pojawia się obawa: a co jeśli to się powtórzy. Myśl ta wywołuje szereg reakcji w organizmie związanych z wydzielaniem adrenaliny: przyspiesza nam oddech i serce (żeby więcej krwi dotarło do mózgu i mięśni), spowalniają lub zatrzymują się procesy związane z trawieniem: robi nam się sucho w ostach, trudno przełknąć ślinę, brzuch boli, pojawiają się biegunki albo nudności (trawienie nie jest priorytetem, kiedy coś czyha na nasze życie), a po pewnym czasie, ponieważ w przeciwieństwie do naszych przodków, przed niczym nie uciekamy, ani z niczym nie walczymy, tylko np. stoimy na mszy, zaczynają się pojawiać negatywne skutki – mroczki przed oczami, dziwne odczucia z kończyn, zawroty głowy, itp., które nietrudno zinterpretować jako świadectwo, że dzieje się z nami coś strasznego. Serce bije mi jak oszalałe – pewnie mam zawał. Nie mogę złapać oddechu – uduszę się. Zaraz zemdleję – wszyscy zobaczą.

I kiedy w następną niedzielę mamy znowu iść do kościoła, jesteśmy pewni, że to się powtórzy. Że znowu będziemy w stanie zagrażającym naszemu życiu… więc najczęściej zaczynamy unikać – najpierw kościołów, a potem innych miejsc, w których jest dużo ludzi, a potem w ogóle wychodzenia z domu samemu…

Leczenie lęku

Prawda jest taka, że boimy się samego lęku. To zupełnie normalna reakcja fizjologiczna, która towarzyszy lękowi zawsze. Ale my zaczynamy ją interpretować w sposób absolutnie katastroficzny, napędzając ją w ten sposób. Jesteśmy przekonani, że to, co dzieje się z naszym ciałem oznacza, że zaraz stanie się z nami coś strasznego.

Psychoterapia poznawczo-behawioralna jest niezwykle skutecznym narzędziem w leczeniu napadów paniki, oraz innych problemów związanych z lękiem. Uczymy się, że doświadczanie lęku nie jest niczym strasznym i nawet jeśli jest ekstremalnie intensywne, to nie robi nam krzywdy. Choć ten sposób może nie należy do przyjemnych, bo polega głównie na przełamywaniu wzorca unikania, to pozwala odzyskać swoje życie z powrotem dla siebie.

Psycholog Anna Czerwińska

napady paniki leczenie kraków